niedziela, 21 maja 2023

Czy katolik może... - chorować na depresję

 Pytanie wydawałoby się banalne. Czy katolik może mieć astmę, reumatyzm, cukrzycę albo złapać grypę? Nigdy nie słyszałam, żeby z ambony padła krytyka chorych na raka. Za to chorym na depresję obrywa się dość regularnie.

Dzisiaj znowu trafiłam na kaznodzieję-bystrzaka, który z wysokości swojego księżowskiego autorytetu nauczał, że prawdziwie wierzący, ufający Bogu i żyjący sakramentami katolik NIE MOŻE mieć depresji. No, nie da się, nie wolno i nie godzi się. A jak już dotknęła cię ta choroba, to znak, że źle wierzysz, za mało się modlisz, nie ufasz Bogu. I masz problemy ludzi pierwszego świata - bo kaznodzieja akurat był misjonarzem, a jego podopieczni w glinianych chatkach depresji ponoć nie miewają. No.

Mordercze dla chorych i dla ich życia duchowego.

źródło: https://www.centrum-psych.pl/depresja-czym-jest-i-jak-sie-objawia/


Tak się składa, że od kilku lat choruję na depresję. Nie dlatego, że nie wierzę, nie modlę się albo poprzewracało mi się w głowie od dobrobytu. Depresja bywa komponentą wielu chorób ogólnoustrojowych i trzeba nauczyć się z nią żyć. Już wielokrotnie chciałam poruszyć ten temat na blogu, ale jednak rezygnowałam. Jednak dzisiejsza irytacja popchnęła mnie wreszcie do napisania paru słów - trochę świadectwa mojego życia z chorobą, trochę wskazówek, jak sobie pomóc i nie dać się zwariować niedouczonym kaznodziejom. 

1. Jak pisałam, depresja jest chorobą. Czynników wywołujących jest wiele - trauma, utrata bliskiej osoby, długotrwały stres, stan zapalny w organizmie, inna choroba. Zwłaszcza choroby autoimmunologiczne lubią iść w parze z depresją. Choroby się leczy. Znowu truizm. Nikt nie proponuje, żeby zamodlić cukrzycę różańcem - depresję owszem. Tymczasem nie ma sensu się męczyć. Istnieją bezpieczne i skuteczne leki antydepresyjne. Pacjent nie zamienia się po nich w zombie, nie jest "przymulony", nie ma wizji tęczowych jednorożców, może prowadzić samochód i zajmować się domem. Dodatkowo nieleczona depresja powoduje zmiany w mózgu, a tego przecież nie chcemy. Leczenie nie jest objawem braku wiary, symptomem nieufania Bogu i zerwania z Kościołem. Leczenie to sposób dbania o siebie (i swoich bliskich, bo depresja wpływa na funkcjonowanie całej rodziny), a więc jest realizacją przykazania miłości. I to farmakologiczne, i psychoterapia, o ile nie jest ideologiczną agitacją chorego.
Jeśli od minimum 2 tygodni masz trudności z zasypianiem, a potem wybudzasz się jeszcze nad ranem;  jeśli od minimum 2 tygodni "jutro"  już na pewno zabierzesz się do życia i działania - poszukaj pomocy. Tutaj znajdziesz prosty, przesiewowy test diagnostyczny. Tylko pamiętaj, żaden test z internetu nie zastąpi wizyty u psychiatry.

2. "Módl się więcej, Bóg cię uzdrowi". Oczywiście, Bóg może w ułamku sekundy uzdrowić z każdej choroby. Można modlić się o uzdrowienie z depresji. Problem w tym, że chory na depresję często nie ma siły ani napędu do czegokolwiek, w tym do modlitwy. Kiedy zebranie dwóch sensownych myśli jawi się jakby napisanie rozprawy habilitacyjnej bez dostępu do źródeł, komunikat "módl się więcej" może być zabójczy (i to dosłownie). Nie dość, że chory nie będzie w stanie go zrealizować, spowoduje on wzrost poczucia winy, które w depresji jest już głębokie jak Rów Mariański.
Co w związku z tym? Jeśli jesteś przyjacielem depresyjnego Hioba - sam módl się za niego więcej. Nie proponuj aktywności, które są poza jego zasięgiem. A przede wszystkim zadbaj o to, żeby podjął leczenie.
Jeśli sam chorujesz, zadbaj o modlitwę w takiej formie i wymiarze, jaka jest aktualnie możliwa. Mi pomagało ustalenie takiego planu ze spowiednikiem. To stawia tamę poczuciu winy, że może mogłam albo powinnam więcej lub lepiej. Pomocne jest też znalezienie swojej formy modlitwy, takiej, która nawet w najgłębszym dole pozwala być przy Bogu. Dla mnie to adoracja. Kiedyś, na początku depresji, przyszła mi myśl, że skoro mogę godzinami gapić się w ekran z głupimi serialami, to mogę "gapić się" w Pana w Najświętszym Sakramencie. Po prostu, w pustce, w smutku, być z Chrystusem. Także w domu, przed ikoną, jeśli nie mam możliwości wyjść do kościoła. Istotne, żeby modlitwy nie porzucić. 


3. Spowiedź w depresji. To trudny temat. W ciemnych okresach dryfowałam między dwiema skrajnościami. Albo wszystko we mnie było złe i grzeszne, bo poczucie winy przejmowało kontrolę. Albo byłam niewinna jako ta lilija, bo przecież jestem chora i to choroba jest za sterem, nie ja. Obie wersje są fałszywe.
Najlepiej, dla własnego dobra, mieć stałego spowiednika, który ma aktualną wiedzę psychologiczną. Nie po to, żeby konfesjonał zamienić w gabinet psychoterapii. Nie mieszajmy porządków. Wiedza przydaje się po to, żeby nas wyprowadzić z powyższych skrajności i nauczyć zadawać sumieniu pytania właściwe do stanu chorego. Na pewno najgorszą możliwą opcją jest nie mówienie o chorobie z równoczesnym oskarżaniem się za jej objawy. Wolno za to w konfesjonale powiedzieć: mam depresję, nie potrafię zrobić rachunku sumienia, proszę mi pomóc.
Jeśli nie masz spowiednika ani nie znasz żadnego księdza, który mógłby towarzyszyć ci w chorobie, popytaj wśród wierzących znajomych. Pytamy o dobrego dentystę, o fryzjera, mechanika samochodowego i wielu innych. A do spowiedzi idziemy z przypadku, jakby sfera życia duchowego nie była ważna.

4. Przyjmij Sakrament chorych. Serio. On jest dla... chorych, a depresja jest chorobą, potencjalnie śmiertelną. Bóg poprzez święte namaszczenie daje siły, żeby chorobę święcie i sensownie przeżyć. Nawet jeśli pozornie nic się nie zmieni, sakrament w sposób pewny niesie łaskę.
Jak? Zwykle "masowo" w kościołach udziela się sakramentu chorych raz w roku, 11 lutego, we wspomnienie Matki Bożej z Lourdes. Można popytać (także wujka Googla), czy gdzieś w okolicy nie ma takiej praktyki np. co miesiąc. Można poprosić księdza ustalonego w poprzednim punkcie. Można po Mszy podejść do zakrystii i poprosić. Można w tym celu zajrzeć do kancelarii parafialnej w godzinach jej urzędowania. O ile ksiądz nie ma empatii na poziomie ruskiego czołgu, nie odmówi. A jak odmówi? To jego problem, ustali sobie wcześniej czy później z Panem Bogiem, czy słusznie postąpił. Ty zadbaj o siebie.

5. Nie cierp jak zwierzę, czyli ofiaruj cierpienie w konkretnej intencji. Nawet jeśli w psychicznej ciemności wydaje ci się to bez sensu i bez wartości. Aktem wiary oddaj Bogu ból psychiczny i fizyczny, który ci towarzyszy, na Jego chwałę. Zjednocz się z cierpiącym Chrystusem. On wziął na Siebie każdą naszą ciemność, każdą przeżył. Beznadzieję i paraliż depresji też.

To kilka najważniejszych myśli i metod, które mi pomogły przeżyć z perspektywy wiary pierwszy okres choroby. Teraz mam się całkiem dobrze, choć kolorowe tabletki będą ze mną jeszcze długo. 

Wszystkich chorych chcę zapewnić, że każda ciemność kiedyś mija. Z depresją można wieść normalne i szczęśliwe (!!!) życie. W depresji można być blisko Boga, chociaż zbolała psychika miewa inne zdanie. Sakramenty dają nam prawdziwą, obiektywną jedność z Bogiem, choćby wszystko krzyczało, że jest inaczej. To prawda, która daje i dawała mi najwięcej sił.

Blogger daje opcję komentowania anonimowo - jeśli masz pytanie, postaram się odpowiedzieć na podstawie swoich doświadczeń.







15 komentarzy:

  1. Znam temat z własnego doświadczenia i kilku bliskich mi osób, katolików i nie tylko. Wypowiedź przeczytałam uważnie i ze wszystkim się zgadzam, z jednym wyjątkiem. Próbowałam ofiarować cierpienie w jakiejś intencji (mam o co prosić) i wydało mi się to czymś w rodzaju handlu. Nie umiem sobie z tym poradzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem to tak, że jakąkolwiek moja ofiarą, sama w sobie, jest bezwartościowa. Ale już ja złączona z Chrystusem i Jego Ofiarą - oooo, to ma znaczenie przekraczające wszechświaty. Dlatego to nie handel, bo ta cegiełka, która ja dokładam, jest maleńka, a mimo to chciana przez Niego, bo pozwala mi na to, co najistotniejsze, na zjednoczenie z Jezusem. W takiej perspektywie jakąkolwiek prawa intencją będzie ok. Ja najczęściej mam stała intencję wynagradzającą Bogu za moje grzechy i grzechy Kościoła albo oddaje to Maryi, w Jej intencjach.

      Usuń
  2. Wykazałaś brak zrozumienia czym jest ofiara. Kiedy Pan Jezus dał się ukrzyżować zapłacił za grzech. To jest handel. W życiu nie ma nic za darmo.
    Kiedy ofiarujesz swoje cierpienie, to jakbyś wrzucała swój grosik do skarbony z milionami.
    Nie oczekuj, że ból Ci minie -ofiarować go, oznacza przyjąć cierpienie. Może zostałaś wybrana do współcierpienia z Jezusem?
    Ja zmagałam się z migrenami. Ktoś mi podpowiedział, żeby właśnie ofiarować ból i że on minie. Nie mijał. Zwrot nastąpił, kiedy zaakceptowałam ból i nawróciłam się. Obiecałam Bogu regularnie praktykowanie i moje życie zaczęło się zmieniać. Dziś wiem, że cierpienie miało mnie przyprowadzić do Jezusa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezus za nic nie "płacił" - ta handlowa kalka jest całkowicie błędna. Zapraszam na konferencję na ten temat: https://youtu.be/Dn7b8e4p9uE

      Usuń
    2. Trudno mi odpowiadać na komentarz, który wynika z niezrozumienia tego, co napisałam. Uważam też, że próby dokonywania rozeznania mojego życia na podstawie paru zdań z bloga są dość bezczelne.

      Usuń
    3. Odpowiadam na to, co napisałaś. Niestety, tylko na to można odpowiedzieć.

      Usuń
  3. Czy poleci ktoś dobrego spowiednika dla osób z problemami natury psychicznej w Krakowie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę, zajrzyj tu wieczorem, postaram się ustalić kilka typów. Od lat nie mieszkam w Krakowie, muszę popytać swoich ludzi 😉

      Usuń
    2. zajrzałem i niestety nie ma polecenie kilku księży

      Usuń
  4. Mam depresję.... leczę się już od kilkunastu lat... byłem wierzący, nawet bardzo. W pewnym momencie tej ciemności, popadłem wręcz w dewocję, licząc, że Bóg mnie uzdrowi...
    Jak tabletki zaczęły działać, zrozumiałem, że cała moja wiara opiera się na lęku, odrzuciłem go razem z wiarą... I tak mam do dziś i dobrze mi z tym...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli potraktowałeś Boga jako usługę - nie otrzymawszy jej poszedłeś sobie?

      Usuń
    2. Marku, nie tak ostro. Ciemność potrafi przytłoczyć.
      Anonimie - a jednak jakoś interesujesz się Bogiem, skoro tu piszesz 😉 Tak, wiara oparta na lęku to nie był jej dobry kształt. Można jednak wierzyć bez lęku. Mam ogromną nadzieję, że kiedyś to odkryjesz w wolności i pokoju.

      Usuń
  5. Bardzo cierpię na nerwicę natręctw na tle religijnym wkoło widze grzech...tak nie można żyć...od 2 tygodni biorę leki i chodzę na terapię na razie średni efekt, wyczytałam gdzieś aby odrzucać natrectwa ale boje się że jak odrzuce to tam mogłyby być grzech ...jest ciężko wracają mi myśli grzechy z przeszłości

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, cierpliwości. Leki potrzebują trochę czasu, żeby zacząć działać, te dwa tygodnie, to minimum 😉 nie zawsze też udaje się dobrać najlepsze leki za pierwszym razem. Ja na te optymalne trafiłam przy 3 próbie. Terapia też pomaga, ale potrzebuję na to czasu. Daj go sobie. Najważniejszy i najtrudniejszy krok już za tobą 😄
      Grzechu, zwłaszcza ciężkiego, nie da się popełnić przez pomyłkę. Jeśli coś zostało nazwane jako natręctwo, śmiało odrzucaj tę myśl. Dla własnego dobra, żeby się tym nie zamęczać w kółko i nie analizować nieustannie, czy aby na pewno to nie grzech, przegadaj sprawę na spowiedzi. A potem konsekwentnie się tego trzymaj, nawet wbrew emocjom, czysto rozumowo: wiem, że to Ślepa uliczka, nie wchodzę w tę myśli.

      Usuń
    2. Co do leków - musisz niestety uzbroić się w cierpliwość, to trwa. Ważne, że coś z tym robisz.
      Co do natręctw - być może potrzebny byłby Ci rozsądny spowiednik. Trochę rad (moich, jako byłego skrupulanta, ale także innych osób) znajdziesz tu: https://dolinamodlitwy.pl/forum/viewtopic.php?t=13&hilit=skrupu%C5%82y

      Usuń