poniedziałek, 11 lipca 2022

Toksyczna pamięć

 Kiedy piszę tę notkę, zegar powoli dobija do północy, za chwilę data zmieni się na 11 lipca, wbije kolejna rocznica Krwawej Niedzieli na Wołyniu. O moim związku z tym dniem pisałam rok temu, apelując o pamięć o pomordowanych. Dzisiaj okoliczności obchodu są już diametralnie inne, a pamięć stała się narzędziem gorszących ataków słownych. 

Od chwili inwazji putinowskiej Rosji na Ukrainę raz po raz pojawiają się głosy, że Ukraińcy mają natychmiast przeprosić za Wołyń. Bo pomagamy. Bo przyjęliśmy te 4 miliony uchodźców. Już natychmiast, mają przeprosić, najlepiej, gdyby prezydent Zeleński gołymi rękoma dokonał ekshumacji ofiar banderowców. A jeśli nie, to niech przynajmniej zmęczone matki straumatyzowanych bombardowaniami dzieci przybiorą wygląd lichy i ponury, stojąc w kolejce po naszą wielkoduszną, chrześcijańską pomoc. 

Widzisz na ulicy sąsiada zaatakowanego przez silniejszego od niego zbira. Zamiast pomóc, krzyczysz o zbrodniach jego dziadka. Absurdalne, prawda? Tego jednak część naszego społeczeństwa oczekuje od reszty w związku z uchodźcami z Ukrainy. Boli mnie niepomiernie, że zazwyczaj to konserwatyści, a nawet osoby związane z ideą Tradycji katolickiej. Zadziwiające, wśród największych krzykaczy znaleźć można też tych, którzy jeszcze rok temu ani nie pamiętali, ani nie uważali historii Wołynia za znaczącą dla Polaków.

Myślę, że dyskusja o Banderze, Szuchewyczu, Szeptyckim, UPA i zbrodniach jest konieczna. Nie da jej się jednak przeprowadzić w momencie, kiedy jej partner znajduje się w stanie wojny. Nie można o zadawnionej traumie rozmawiać, kiedy dzisiaj dzieje się trauma Mariupola, Siewierodoniecka, kiedy czytamy, że także w Charkowie ludzie umierają z głodu. Żadne społeczeństwo nie jest gotowe, żeby redefiniować status swoich bohaterów narodowych w środku wojny, kiedy tysiące mężczyzn giną w obronie swojej Ojczyzny. Domaganie się tego jest naiwne, a przy tym nieludzkie. 

Oczekiwanie przeprosin w zamian za pomoc, która jest naszym ludzkim i chrześcijańskim obowiązkiem, jest niegodne. Niosę pomoc dlatego, że jestem człowiekiem, że prawo natury złożone przez Stwórcę w moim sercu wzywa do wyciągnięcia ręki do uchodźców. Przyjęty Chrzest, jeśli ma być traktowany serio, zobowiązuje mnie do pomocy, bez względu na ewentualne benefity. 

Znaleźliśmy się w momencie historycznym. Nie mam wątpliwości, że kolejne pokolenia będą wspominać tę chwilę, kiedy Polacy otworzyli Ukraińcom swoją granicę i domy. Jedna z kobiet, którą gościliśmy na początku wojny, wyznała, że jechała do Polski z ogromnym lękiem, bo jak to tak, żeby obcy ludzie ją przyjęli. Nigdy nie wyobrażała sobie, że Rosjanie mogą ją napaść, a Polacy przygarnąć.

 Mogliśmy. Uważam to za łaskę Najwyższego, który umożliwia przekraczanie granic wyrosłych w sercach. Sądzę, że pojednanie, jakie rodzi się między naszymi narodami, zaczyna się nie od wielkich politycznych deklaracji i przepracowania pamięci zbrodni, ale od najprostszego, ludzkiego poziomu wzajemnego poznania się na nowo. Dodatkowo należy pamiętać, że dla części Ukraińców historia Wołynia jest zupełnie zapoznana lub wręcz nigdy nieznana. Dla przybyszów z Odessy, Mikołajewa czy Charkowa ona nigdy nie stała się ich historią - często dowiadują się o niej ze zdziwieniem w Polsce. 

Mamy niepowtarzalną okazję, żeby o wspólnej historii rozmawiać przy wspólnym stole. Drobne, codzienne wydarzenia, jak zjedzony razem barszcz "jak u babci" (mojej i gości) staje się w moim domu przyczynkiem do opowieści o tym, że dziadkowie mieszkali kiedyś w "Tarnopolskiej Oblaści" i dlaczego już tam nie mieszkają. 

Czy i kiedy przyniesie to skutek w postaci ogólnonarodowej refleksji wśród Ukraińców? Nie wiem. Mam nadzieję, że życzliwa postawa nie pozostanie bez echa.

Zresztą, wiosną z radością przeczytałam, że w paru wołyńskich wsiach lokalne społeczności z własnej inicjatywy porządkowały polskie cmentarze, te z grobami ofiar Rzezi. To drobny gest, zlekceważony przez środowiska najgłośniej krzyczące w Polsce o Wołyniu. Dla mnie to jednak gest poruszający i profetyczny.

Święty Paweł w Liście do Rzymian napisał: Umiłowani, nie wymierzajcie sami sobie sprawiedliwości, lecz pozostawcie to pomście Bożej. Napisano bowiem: Do Mnie należy pomsta, Ja wymierzę zapłatę - mówi Pan - ale: Jeżeli nieprzyjaciel Twój cierpi głód - nakarm go. Jeżeli pragnie - napój go. Tak bowiem czyniąc, węgle żarzące zgromadzisz nad jego głową. Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj. (Rz 12, 19-21)