środa, 26 lutego 2020

Plony na ofiarę

Kiedy byłam dzieckiem, zawsze miałam problem, kiedy nadchodziły urodziny lub imieniny któregoś z rodziców. Moje zdolności plastyczne wydawały mi się bardzo mizerne, więc tworzenie laurek prędko mnie zniechęcało, a dziecięce oszczędności nie pozwalały na rozmach w temacie prezentów. Pamiętam, że miałam w zwyczaju sępienie drobniaków od drugiego rodzica, na prezent dla tego akurat świętującego. 

Na rozpoczęcie Wielkiego Postu czytamy fragment Księgi Joela. Mamy prawdopodobnie ok. 400 rok przed Chrystusem, jest już po niewoli babilońskiej, świątynia została już odnowiona. Jednak odmówiono domowi Boga waszego ofiary pokarmowej i płynnej (Jl 1, 13b). Kiedy los zaczął układać się pomyślnie, natychmiast zapomniano o Bogu. Jego odpowiedź może wydawać się brutalna - plaga szarańczy, susza, pożary. Plony ziemi, cały ludzki dobrobyt, są bezużyteczne, jeśli nie służą budowaniu bliskości ze Stwórcą. Dlatego dla otrzeźwienia Bóg zabiera je Izraelowi. W takim kontekście pada odczytywane dzisiaj proroctwo:
Nawróćcie się do Mnie całym swym sercem, przez post i płacz, i lament». Rozdzierajcie jednak serca wasze, a nie szaty! Nawróćcie się do Pana, Boga waszego! On bowiem jest litościwy, miłosierny, nieskory do gniewu i bogaty w łaskę, a lituje się nad niedolą. Kto wie? Może znów się zlituje i pozostawi po sobie błogosławieństwo plonów na ofiarę pokarmową i płynną dla Pana, Boga waszego.

Porusza mnie stwierdzenie o błogosławieństwie plonów na ofiarę. Do tego ma prowadzić nawrócenie, do zrozumienia, że wszelkie błogosławieństwo, także w wymiarze życiowego powodzenia, ma prowadzić do ofiary dla Boga, czyli do zacieśniania z Nim zażyłości. Inaczej nadaje się tylko do zeżarcia przez szarańczę. Zresztą, szarańcza to nie tylko symbol zniszczenia materialnego. W Apokalipsie ma ona moc kąsania ludzi, tak że będą chcieli umrzeć, ale śmierć od nich ucieknie (Ap 9). Widzę w tym bardzo współczesny obraz, społeczeństwa oderwanego od Boga, kąsanego przez poczucie bezsensu i pustki, zagryzanego przez depresje i uzależnienia. 

Wymowne u Joela jest to, że plony na ofiarę mają pochodzić z błogosławieństwa. Dlatego na początku odwołałam się do mojego dziecięcego doświadczenia proszenia rodziców o pieniądze. Wobec Boga jestem jak dzieciak, który nie ma środków do zrobienia Mu prezentu. To, co Mu oddaję, jest tym, co wcześniej otrzymałam. Nie ma w tym miejsca na żadne paraolimpiady ascetyczne, zdrapki wielkopostne czy Drogi Krzyżowe w formie triatlonu. We wszystkim jestem zależna - ale wciąż obdarowana. Wreszcie - Tym, którego oddaję Ojcu w ofierze w Kościele, jest Jego największy Dar - Syn, Jezus Chrystus. Bez przyjęcia tego Daru i tej Ofiary wszystko, co miało mnie żywić i budować, staje się pożywką dla apokaliptycznej szarańczy bezsensu. Bez odwołania do nich, każda praktyka pokutna staje się popisem pychy i złudnej wiary w swoje umiejętności.

niedziela, 23 lutego 2020

Austin, celnicy i cel

Czy Jezus był filozofem języka? To pytanie nie jest tak nieadekwatne, jak mogłoby się wydawać. W dzisiejszej ewangelii znajdujemy stwierdzenie: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest wasz Ojciec w niebie (Mt 5, 48, Biblia Tysiąclecia).

W większości tłumaczeń (od Vulgaty, przez Biblię ks. Wujka, po współczesne polskie przekłady) widzimy rozkaz, polecenie: bądźcie doskonali. W tekście oryginalnym zapisano jednak essethe (vi Fut), w trybie oznajmującym, czyli będziecie. Nb., tryb rozkazujący pojawia się w tym passusie wcześniej: miłujcie waszych nieprzyjaciół, módlcie się za tych, którzy was prześladują. W konkluzji pojawia się jednak stwierdzenie, którego unikają translatorzy: będziecie doskonali!

Dwudziestowieczny filozof języka John L. Austin w swoich badaniach wyróżnił typ wypowiedzi, który nazwał performatywami. To takie stwierdzenia, które bezpośrednio, przez samo ich wypowiedzenie, sprawiają określony skutek w rzeczywistości. Przykład? Sakramentalne "Biorę sobie ciebie, N., za żonę", sądowe "rejestruje spółkę X", które tworzy jej byt prawny.

Co miał na myśli Jezus - Wcielony Logos Ojca - kiedy mówił będziecie doskonali, jak doskonały jest wasz Ojciec w niebie? Nieświadomie zmienił tryb wypowiedzi z rozkazującego na oznajmujący? A może miał na myśli właśnie funkcję performatywną - stwarza nas na nowo swoim Słowem, kształtuje tę doskonałość w słuchaczach? Wypowiada Słowo, które umożliwia to, o czym nawet pomyśleć człowiekowi się nie godzi.

Jeszcze jeden szczegół, gra słów, która zachwyciła mnie, kiedy sięgnęłam po grecki tekst. W dzisiejszej perykopie mamy celników (gr. telonai), którzy miłują tylko przyjaciół i mamy ludzi doskonałych jak Ojciec (gr. teleioi). Oba słowa pochodzą ze wspólnego rdzenia telos - cel, koniec... i cło. Można więc albo widzieć cel w Ojcu i dążąc do Niego otrzymać doskonałość, albo widzieć cel w cle i zatrzymać się w rozwoju człowieczeństwa.

poniedziałek, 10 lutego 2020

Zgrzeszyliśmy

Przy okazji powrotu do sprawy Pawła Kani oraz w nawiązaniu do zapowiedzianej publikacji Wyborczej odnośnie bp Jana Szkodonia, przypomnę tekst napisany w ubiegłym roku jako komentarz do sytuacji po filmie Sekielskich.
Rozgorączkowanych zapewniam, że mój wpis nie ma na celu przypisania księdzu biskupowi winy za czyny, o które jest oskarżany - tym zajmą się odpowiednie organy kościelne i państwowe. Wpis jest o czymś zupełnie innym.

***
Komentarzy na temat filmu braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu” padło w ostatnim czasie mnóstwo. Szczególnie interesują mnie te z wnętrza Kościoła, wcale nie tak jednogłośne, jak można by się tego spodziewać. Pominę przestawianie stanowisk poszczególnych osób – są one łatwo dostępne i znane każdemu, kto śledzi debatę publiczną.
Generalnie ujawniły się dwie postawy. Wdzięczność za odkrycie trudnej i bolesnej prawdy, połączona z obietnicami wprowadzenia skuteczniejszej ochrony najmłodszych – i z drugiej strony: zaprzeczanie faktom i próba zrzucenia winy. W całej dyskusji brakuje mi jednak innej perspektywy, fundamentalnie ważnej dla członka Kościoła: jaką postawę powinniśmy przyjąć wobec tego przed Bogiem.
Nie chcę w najmniejszym stopniu negować ogromu cierpienia ofiar zbrodni pedofilskich, odpowiedzialności ich sprawców ani winy tych, którzy te przestępstwa ukrywali. Bezdyskusyjnie powinni ponieść oni stosowne kary przewidziane prawem państwowym i kanonicznym. Jednak Kościół nie ogranicza się do zewnętrznej, urzędowej struktury. Z woli Boga stanowimy wspólnotę, żywy organizm, zjednoczony w Chrystusie-Głowie. To w naszej wspólnocie doszło do haniebnych czynów, wołających o pomstę do nieba, to nasi biskupi nie potrafili odpowiedzialnie rozprawić się z szerzącym się złem.
Nie godzi się wobec tego udawać, że zła nie było. Budzą we mnie bunt i niezgodę próby przerzucenia winy na obce Kościołowi siły. Nie przekonuje mnie, że za zbrodnie pedofilskie odpowiadają księża współpracownicy SB – a więc, jak chcieliby tego niektórzy, element obcy Kościołowi, za który wspólnota nie bierze odpowiedzialności. Owszem, takie przypadki miały miejsce, także wśród kazusów zaprezentowanych w filmie braci Sekielskich. Jednak ci kapłani pełnili posługę legalnie, posiadając misje kanoniczne swoich biskupów. Ich upadek nie miał miejsca w obcej grupie, gdzieś poza granicami Kościoła. Zło przez nich wyrządzone dotyka nie tylko bezpośrednich ofiar, ale także wspólnoty oraz – o czym nie wolno zapominać – stanowi zniewagę Boga, który powierzył im Jego posługę w Kościele. To rana, której skutki odczuwamy wszyscy i wszyscy, jako jedno Ciało, jesteśmy za nią odpowiedzialni.
Po obejrzeniu „Tylko nie mów nikomu” pulsują we mnie dwa fragmenty Pisma Świętego. Pierwszy to modlitwa proroka (Dn 9). Prorok wołał w obliczu niewoli narodu: Zgrzeszyliśmy, zbłądziliśmy, popełniliśmy nieprawość i zbuntowaliśmy się, odstąpiliśmy od Twoich przykazań. Nie byliśmy posłuszni Twoim sługom, prorokom, którzy przemawiali w Twoim imieniu do naszych królów, do naszych przywódców, do naszych przodków i całej ludności kraju. U Ciebie, Panie, sprawiedliwość, a u nas wstyd na twarzach (…). Cały Izrael przekroczył Twoje Prawo i pobłądził, nie słuchając Twojego głosu. Spadło na nas przekleństwo poparte przysięgą, które zostało zapisane w Prawie Mojżesza, Sługi Bożego; zgrzeszyliśmy bowiem przeciw niemu. W całym modlitewnym wywodzie Daniel nie różnicuje odpowiedzialności poszczególnych osób; nie stwierdza także, że sam pozostał wierny Bogu i sprawiedliwy (choć w istocie tak było). Wskazuje on wyraźnie, że konsekwencje odstępstwa ponosi cały naród, więc cały naród winien okazać skruchę wobec odrzuconego Boga.
Podobną myśl znajdziemy w Dziejach Apostolskich. Piotr zaraz po Zesłaniu Ducha Świętego wołał: Mężowie izraelscy, słuchajcie tego, co mówię: Jezusa Nazarejczyka, Męża, którego posłannictwo Bóg potwierdził wam niezwykłymi czynami, cudami i znakami, jakich Bóg przez Niego dokonał wśród was, o czym sami wiecie, tego Męża, który z woli, postanowienia i przewidzenia Bożego został wydany, przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście (Dz 2, 22-23). Apostoł nie zwracał się do bezpośrednich prowodyrów wyroku na Jezusie, lecz mówił do wszystkich zgromadzonych na święto Pięćdziesiątnicy. Więcej, autor zauważa, że zebrani byli żydzi spoza Jerozolimy, z których co najmniej część nie była obecna w mieście w czasie sądu nad Chrystusem. Jednak także tu nie znajdziemy zróżnicowania odpowiedzialności. Każdy ze słuchaczy tak samo winien jest odrzucenia i ukrzyżowania Pana, w świetle tego, że działali jako wspólnota, jako jeden lud.
Trzeba pamiętać o tej wspólnotowej odpowiedzialności, istniejącej obok odpowiedzialności moralnej każdego za jego własne czyny. Skutki grzechu jednostek w całym społeczeństwie widzimy dziś nader wyraźnie. Grzech pedofilii wywołał potężne zgorszenie i pociągnął za sobą falę wrogości wobec Kościoła. Możemy w łatwy sposób uśpić sumienia, pokrzykując, że to jego wrogowie i osobiści nieprzyjaciele Boga upubliczniają zbrodnie pojedynczych księży. Uważam jednak, że należy z całą odpowiedzialności i przejrzystością przyznać się do grzechu, zadbać o możliwie najszersze zadośćuczynienie ofiarom, a także przebłaganie Boga. Postawa oblężonej twierdzy nie prowadzi do uzdrowienia, a jedynie pogłębia zgorszenie i podział.
Niezależnie od osobistej świętości i sprawiedliwości poszczególnych biskupów, księży i wiernych świeckich, zgrzeszyliśmy ciężko jako wspólnota, jako jedno Ciało w Chrystusie. Zbrodni nie popełniał ktoś obcy, popełniali je moi bracia kapłani, którzy równocześnie sprawowali sakramenty i głosili Słowo Boże. Nie da się przejść wobec tego faktu obojętnie! Nie można zbagatelizować rany, jaką ich działanie zadało Bogu samemu i Kościołowi! W tym kontekście ponosimy słuszne konsekwencje w postaci zalewu krytyki.
Sądzę, że wobec zła, które zostało ujawnione, oprócz oczywistych działań prawnych i organizacyjnych, mających na celu prewencję oraz ukaranie sprawców, konieczne jest podjęcie działań na poziomie duchowym. Cała sytuacja woła o pokutę i szczerą skruchę nas wszystkich, którzy pozostajemy we wspólnocie Kościoła.
W opublikowanym niedawno liście o przyczynach kryzysu Kościoła papież Benedykt XVI napisał: Tak, musimy natarczywie błagać Pana o przebaczenie i przede wszystkim musimy święcie wierzyć w Niego i prosić Go o nauczanie nas całkowicie na nowo zrozumienia wielkości Jego cierpień, Jego ofiary. I musimy zrobić wszystko, co można, by chronić dar Eucharystii Świętej przed nadużyciami. Wydaje mi się, że ta myśl została zmarginalizowana na korzyść rozważań o rewolucji seksualnej ’68. Papież jednak poszedł głębiej i jako centrum problemów wskazuje porzucenie Boga. My, chrześcijanie i księża, także wolimy nie rozmawiać o Bogu, ponieważ taka mowa nie wydaje się praktyczna - pisze Ratzinger.
Uważam, że pośród działań prewencyjnych i karnych, konieczne jest podjęcie wspólnotowej pokuty za grzech pedofilii. Przez lata w naszym Kościele lokalnym dochodziło do ogromu krzywdy najmłodszych oraz do haniebnego znieważania Chrystusa w sakramentach. Patrzę z wdzięcznością na inicjatywę wielkopostnej przebłagalnej Drogi Krzyżowej, jaką mogliśmy przeżyć w tym roku. Czy jednak, mając na uwadze skalę i długotrwałość zła, jeden, odgórnie zaplanowany akt możemy uznać za wystarczający? Czy wspólnota, która dzisiaj z takim zapałem szuka sposobów zaprzeczenia odpowiedzialności za grzech, faktycznie przeżyła głęboką skruchę i nawrócenie?
Nie nastąpi żadna zmiana, jeśli jako Kościół nie wrócimy do Boga i do głębokiej czci wobec Niego. Nawet najdoskonalsze wskazania do pracy z dziećmi i młodzieżą, drobiazgowo w swej kazuistyce określające, na jaką odległość kapłan może podejść do ministranta, nie zapewnią ochrony najmłodszym. Zdumienia mnie ta specyficzna nomolatria, rodem z pozytywistycznych ustawodawstw. To nie prawo i szczegółowe okólniki mogą nas zbawić. Naszym ratunkiem jest powrót do Boga – tego Boga, którego wciąż pomijamy w diagnozie i próbach wyjścia z problemu pedofilii.
(20 maja 2019)

piątek, 7 lutego 2020

Tanie Kanie, niesłychanie


Zapadł nieprawomocny wyrok w sprawie odpowiedzialności diecezji wrocławskiej i bydgoskiej za działania byłego księdza Pawła Kani. Diecezje mają zapłacić ofierze księdza efebofila solidarnie 300 tys. złotych. Oczywiście pieniądze pójdą z kasy diecezji, a więc ze środków pozyskiwanych od wiernych.

A gdyby tak, w idealnym świecie, diecezje wystąpiła z roszczeniem regresowym wobec biskupów Gołębiewskiego, Tyrawy i Janiaka, którzy piastując kościelne urzędy nie dopełnili swoich obowiązków, lecz w sposób zgoła mafijny kryli przestępcę?

Wyjaśnienie dla ludności nieprawniczej. 

Jeśli spowodujesz wypadek samochodowy, prowadząc bez ważnego przeglądu, twój ubezpieczyciel w ramach OC wypłaci świadczenie poszkodowanemu. Ale zaraz potem przyjdzie do ciebie po zwrot pieniędzy. To jest regres.
Jeśli biskupi, sprawując swoje urzędy, mieli pełnić je zgodnie z prawem kościelnym i cywilnym, a nie wywiązali się z zadania -  za ich działanie (lub zaniechanie) odpowiedzialność ponosi diecezja - tak mówi dzisiejszy wyrok. Regres oznacza, że diecezja miałaby roszczenie o zwrot tych zapłaconych ofierze środków personalnie, wobec biskupów.
W innej, równoległej galaktyce...


niedziela, 2 lutego 2020

Zapachniało Paschą


W polskiej obrzędowości święto Ofiarowania Pańskiego jednoznacznie kojarzymy z Bożym Narodzeniem. Ciągle jeszcze śpiewamy kolędy - choć już zupełnie nie korespondują z liturgią, w wielu kościołach stoją jeszcze szopki. Mi dzisiaj liturgia zapachniała Wielkanocą, pełnym bukietem woni i skojarzeń.

Najpierw samo Ofiarowanie. Maryja i Józef przynieśli Dzieciątko do Świątyni, Łukasz odnotował: według Prawa Mojżeszowego. W Księdze Liczb czytamy: Do Mnie należy wszystko, co jest pierworodne. W dniu, w którym zabijałem wszystko, co było pierworodne w ziemi egipskiej, poświęciłem dla siebie wszystko pierworodne w Izraelu, począwszy od człowieka aż do bydlęcia. Do Mnie należą; Ja jestem Pan. (Lb 3 13). To pierwszy trop paschalny - obrzęd, który wspominamy, wyrasta z Paschy Izraela. Chrystus staje pośród pierworodnych, wybawionych od śmierci i oddanych Bogu.

Zapach drugi - Baranek. Maryja i Józef mieli złożyć ofiarę ubogich, parę synogarlic albo dwa młode gołębie. Jednak Księga Kapłańska wskazywała, że zwyczajną ofiarą w tej sytuacji był baranek, roczne jagnię (takie, jak zabijane w czasie Paschy). Co więc zostało złożone? Ewangelista jest dość lakoniczny, pisze tylko, że mieli złożyć w ofierze parę synogarlic albo dwa młode gołębie. Tłumacząc dosłownie: przyszli aby przedstawić Je Panu (...) i aby złożyć w ofierze (...). Brakuje dopowiedzenia, czy i jaka ofiara została złożona. Można przypuszczać, że Józef, jako pobożny i sprawiedliwy Żyd, dopełnił wymogów Prawa. Jednak Słowo  pomija tę informację, jakby w milczeniu wskazując na Innego Baranka, który już jako Niemowlę wchodzi w Ofiarę.

Zapach trzeci, liturgiczny. W modlitwie nad darami eucharystycznymi Kościół woła dzisiaj: Wszechmogący Boże, przyjmij z upodobaniem dary radującego się Kościoła, który zgodnie z Twoją wolą składa Tobie, jako niepokalanego Baranka za życie świata, Twojego Jednorodzonego Syna.
Porusza mnie ta oracja. Jak bardzo jesteśmy ubodzy i bezradni przed Bogiem, nie stać nas nawet na ofiarę najuboższych. Nie mamy niczego, co moglibyśmy oddać Ojcu. Nawet samych siebie nie posiadamy, nie mamy nad sobą kontroli (co raz po raz udowadniamy grzesząc). Jedyne, co możemy oddać Ojcu, to Syn, który sam Siebie ofiarował. Jednocześnie mam tę wstrząsającą świadomość, że nie przynoszę Jezusa jak Maryja do Świątyni, że Ofiara, w której uczestniczę jest owocem Krzyża, wobec którego nie pozostaję niewinna. Składam więc z Kościołem niepokalanego Baranka, ukrywam się w Jego Ofierze i wierzę, że porwana przez Niego wreszcie zdołam także siebie oddać Ojcu. 

Łukasz pisze, że Maryja i Józef mieli przedstawić - gr. parastēsai - Dziecię Panu. Dosłownie mieli Je postawić przy Panu. Poszłam tropem tego słowa, pojawia się ono w identycznej formie jeszcze w paru miejscach Nowego Testamentu. W 2 Kor 11, 2 Poślubiłem was przecież jednemu mężowi, by was przedstawić Chrystusowi jako czystą dziewicę. Potem w Kol 1, 22 Bóg pojednał was w doczesnym Jego ciele przez śmierć, by stawić was jako świętych i nieskalanych i bez zarzutu. Jezus staje przy Ojcu, wtedy w czasie Ofiarowania w Świątyni, i dzisiaj w trakcie Liturgii Eucharystycznej, On jedyny prawdziwie dziewiczy, święty, nieskalany i bez zarzutu, abyśmy mogli w Nim tacy się stać.  To także woń paschalna, niosąca obietnicę przejścia i przemiany do najgłębszego oddania Ojcu.

Pośród tych zapachów dyskretnie pojawia się Maryja, Owieczka zanosząca Baranka do Świątyni, pokornie zgadzająca się na Jego Ofiarę. Kiedy myślę o Niej w tej tajemnicy, przypomina mi się spostrzeżenie o. Augustyna Pelanowskiego - kiedy Maryja przyniosła Jezusa do Świątyni, nauczyła się ofiarować Bogu wszystkich, którzy Jej się oddają. Umie to robić najlepiej, przecież sama jest Niepokalana.