Pytanie wydawałoby się banalne. Czy katolik może mieć astmę, reumatyzm, cukrzycę albo złapać grypę? Nigdy nie słyszałam, żeby z ambony padła krytyka chorych na raka. Za to chorym na depresję obrywa się dość regularnie.
Dzisiaj znowu trafiłam na kaznodzieję-bystrzaka, który z wysokości swojego księżowskiego autorytetu nauczał, że prawdziwie wierzący, ufający Bogu i żyjący sakramentami katolik NIE MOŻE mieć depresji. No, nie da się, nie wolno i nie godzi się. A jak już dotknęła cię ta choroba, to znak, że źle wierzysz, za mało się modlisz, nie ufasz Bogu. I masz problemy ludzi pierwszego świata - bo kaznodzieja akurat był misjonarzem, a jego podopieczni w glinianych chatkach depresji ponoć nie miewają. No.
Mordercze dla chorych i dla ich życia duchowego.
źródło: https://www.centrum-psych.pl/depresja-czym-jest-i-jak-sie-objawia/ |
Tak się składa, że od kilku lat choruję na depresję. Nie dlatego, że nie wierzę, nie modlę się albo poprzewracało mi się w głowie od dobrobytu. Depresja bywa komponentą wielu chorób ogólnoustrojowych i trzeba nauczyć się z nią żyć. Już wielokrotnie chciałam poruszyć ten temat na blogu, ale jednak rezygnowałam. Jednak dzisiejsza irytacja popchnęła mnie wreszcie do napisania paru słów - trochę świadectwa mojego życia z chorobą, trochę wskazówek, jak sobie pomóc i nie dać się zwariować niedouczonym kaznodziejom.
1. Jak pisałam, depresja jest chorobą. Czynników wywołujących jest wiele - trauma, utrata bliskiej osoby, długotrwały stres, stan zapalny w organizmie, inna choroba. Zwłaszcza choroby autoimmunologiczne lubią iść w parze z depresją. Choroby się leczy. Znowu truizm. Nikt nie proponuje, żeby zamodlić cukrzycę różańcem - depresję owszem. Tymczasem nie ma sensu się męczyć. Istnieją bezpieczne i skuteczne leki antydepresyjne. Pacjent nie zamienia się po nich w zombie, nie jest "przymulony", nie ma wizji tęczowych jednorożców, może prowadzić samochód i zajmować się domem. Dodatkowo nieleczona depresja powoduje zmiany w mózgu, a tego przecież nie chcemy. Leczenie nie jest objawem braku wiary, symptomem nieufania Bogu i zerwania z Kościołem. Leczenie to sposób dbania o siebie (i swoich bliskich, bo depresja wpływa na funkcjonowanie całej rodziny), a więc jest realizacją przykazania miłości. I to farmakologiczne, i psychoterapia, o ile nie jest ideologiczną agitacją chorego.
Jeśli od minimum 2 tygodni masz trudności z zasypianiem, a potem wybudzasz się jeszcze nad ranem; jeśli od minimum 2 tygodni "jutro" już na pewno zabierzesz się do życia i działania - poszukaj pomocy. Tutaj znajdziesz prosty, przesiewowy test diagnostyczny. Tylko pamiętaj, żaden test z internetu nie zastąpi wizyty u psychiatry.
2. "Módl się więcej, Bóg cię uzdrowi". Oczywiście, Bóg może w ułamku sekundy uzdrowić z każdej choroby. Można modlić się o uzdrowienie z depresji. Problem w tym, że chory na depresję często nie ma siły ani napędu do czegokolwiek, w tym do modlitwy. Kiedy zebranie dwóch sensownych myśli jawi się jakby napisanie rozprawy habilitacyjnej bez dostępu do źródeł, komunikat "módl się więcej" może być zabójczy (i to dosłownie). Nie dość, że chory nie będzie w stanie go zrealizować, spowoduje on wzrost poczucia winy, które w depresji jest już głębokie jak Rów Mariański.
Co w związku z tym? Jeśli jesteś przyjacielem depresyjnego Hioba - sam módl się za niego więcej. Nie proponuj aktywności, które są poza jego zasięgiem. A przede wszystkim zadbaj o to, żeby podjął leczenie.
Jeśli sam chorujesz, zadbaj o modlitwę w takiej formie i wymiarze, jaka jest aktualnie możliwa. Mi pomagało ustalenie takiego planu ze spowiednikiem. To stawia tamę poczuciu winy, że może mogłam albo powinnam więcej lub lepiej. Pomocne jest też znalezienie swojej formy modlitwy, takiej, która nawet w najgłębszym dole pozwala być przy Bogu. Dla mnie to adoracja. Kiedyś, na początku depresji, przyszła mi myśl, że skoro mogę godzinami gapić się w ekran z głupimi serialami, to mogę "gapić się" w Pana w Najświętszym Sakramencie. Po prostu, w pustce, w smutku, być z Chrystusem. Także w domu, przed ikoną, jeśli nie mam możliwości wyjść do kościoła. Istotne, żeby modlitwy nie porzucić.
3. Spowiedź w depresji. To trudny temat. W ciemnych okresach dryfowałam między dwiema skrajnościami. Albo wszystko we mnie było złe i grzeszne, bo poczucie winy przejmowało kontrolę. Albo byłam niewinna jako ta lilija, bo przecież jestem chora i to choroba jest za sterem, nie ja. Obie wersje są fałszywe.
Najlepiej, dla własnego dobra, mieć stałego spowiednika, który ma aktualną wiedzę psychologiczną. Nie po to, żeby konfesjonał zamienić w gabinet psychoterapii. Nie mieszajmy porządków. Wiedza przydaje się po to, żeby nas wyprowadzić z powyższych skrajności i nauczyć zadawać sumieniu pytania właściwe do stanu chorego. Na pewno najgorszą możliwą opcją jest nie mówienie o chorobie z równoczesnym oskarżaniem się za jej objawy. Wolno za to w konfesjonale powiedzieć: mam depresję, nie potrafię zrobić rachunku sumienia, proszę mi pomóc.
Jeśli nie masz spowiednika ani nie znasz żadnego księdza, który mógłby towarzyszyć ci w chorobie, popytaj wśród wierzących znajomych. Pytamy o dobrego dentystę, o fryzjera, mechanika samochodowego i wielu innych. A do spowiedzi idziemy z przypadku, jakby sfera życia duchowego nie była ważna.
4. Przyjmij Sakrament chorych. Serio. On jest dla... chorych, a depresja jest chorobą, potencjalnie śmiertelną. Bóg poprzez święte namaszczenie daje siły, żeby chorobę święcie i sensownie przeżyć. Nawet jeśli pozornie nic się nie zmieni, sakrament w sposób pewny niesie łaskę.
Jak? Zwykle "masowo" w kościołach udziela się sakramentu chorych raz w roku, 11 lutego, we wspomnienie Matki Bożej z Lourdes. Można popytać (także wujka Googla), czy gdzieś w okolicy nie ma takiej praktyki np. co miesiąc. Można poprosić księdza ustalonego w poprzednim punkcie. Można po Mszy podejść do zakrystii i poprosić. Można w tym celu zajrzeć do kancelarii parafialnej w godzinach jej urzędowania. O ile ksiądz nie ma empatii na poziomie ruskiego czołgu, nie odmówi. A jak odmówi? To jego problem, ustali sobie wcześniej czy później z Panem Bogiem, czy słusznie postąpił. Ty zadbaj o siebie.
5. Nie cierp jak zwierzę, czyli ofiaruj cierpienie w konkretnej intencji. Nawet jeśli w psychicznej ciemności wydaje ci się to bez sensu i bez wartości. Aktem wiary oddaj Bogu ból psychiczny i fizyczny, który ci towarzyszy, na Jego chwałę. Zjednocz się z cierpiącym Chrystusem. On wziął na Siebie każdą naszą ciemność, każdą przeżył. Beznadzieję i paraliż depresji też.
To kilka najważniejszych myśli i metod, które mi pomogły przeżyć z perspektywy wiary pierwszy okres choroby. Teraz mam się całkiem dobrze, choć kolorowe tabletki będą ze mną jeszcze długo.
Wszystkich chorych chcę zapewnić, że każda ciemność kiedyś mija. Z depresją można wieść normalne i szczęśliwe (!!!) życie. W depresji można być blisko Boga, chociaż zbolała psychika miewa inne zdanie. Sakramenty dają nam prawdziwą, obiektywną jedność z Bogiem, choćby wszystko krzyczało, że jest inaczej. To prawda, która daje i dawała mi najwięcej sił.
Blogger daje opcję komentowania anonimowo - jeśli masz pytanie, postaram się odpowiedzieć na podstawie swoich doświadczeń.