Wojna odbija się w moich oczach na twarzach dzieci, które spotkałam. Piszę, żeby nie zapomnieć. Pielęgnować pamięć, tak jak pielęgnowali ją moi Dziadkowie. Żeby przekazać dalej, że najpierw człowieczeństwo i życie Chrztem, a potem historyczne spory.
Wojna zapisana na twarzy małego chłopca, który uciekał wczesnym rankiem z Kijowa z Mamą i Babcią. Kiedy przyjechali po dwóch dobach pod mój dom był zbyt zmęczony i przestraszony, żeby wyjść z samochodu i przestać płakać.
Odbita na buzi Noworodka, który w drugim tygodniu swojego maleńkiego życia wylądował z Mamą w piwnicy, a dookoła szalało piekło. Przyjechał wtulony w Mamę do Polski. To od niego i jego Mamy nauczyłam się, że wózek to kolaska, a miłość matki przedkłada dobro dzieciątka nad własną wygodę, zawsze.
Chłopca i Dziewczynki, 10 i 11 lat. Z bombardowanego Charkowa uciekli z Mamą pociągiem, do którego cudem udało się wejść. Pamiętacie jeszcze obrazy niemożliwie zatłoczonych dworców? Oni stali godzinami w tym tłumie. Pamiętam ich skamieniałe ciała i przerażone oczy, kiedy na spacerze w lesie usłyszeli przelatujący samolot. Potem łapiąc pierwsze promienie wiosennego słońca na chorwackiej plaży znowu struchleli, bo przeleciał helikopter.
Sześciolatki, która bardzo tęskni za Tatą. Z dumą mówi: Tato jest żołnierzem, broni nas przed Putinem.
Pięciolatka, który schodząc na naszą bałtycką plażę pytał "A nie będą nas tu bombić?" - bo jest znad Morza Czarnego i morze kojarzy mu się z niebezpieczeństwem.
Jego dzielnych Sióstr, które poszły do polskiej podstawówki, nauczyły się polskiego i nauczyły polskich rówieśników, że "jestem Ukrainką, ale mam imię". I tej starszej, która też codziennie walczy o normalność.
Naszych dzielnych Nastolatków, którzy w nowej rzeczywistości znaleźli hobby, kumpli, nauczyli się naprawiać drobne usterki w samochodzie i wspierać swoją wspaniałą Mamę.
Marzę, żeby każde z nich mogło wrócić do swojego domu. Normalnego, szczęśliwego. Wolnego.