środa, 15 kwietnia 2020

Tego nie usłyszysz w streamingu Mszy - zaraza trwa

Anioł przemówił do niewiast: (...) Idźcie szybko i powiedzcie Jego uczniom: powstał z martwych i oto udaje się przed wami do Galilei. (...) A oto Jezus stanął przed nimi, mówiąc: (...) Idźcie i oznajmijcie moim braciom: niech udadzą się do Galilei, tam Mnie zobaczą. (Mt 28, 1-10 passim).


Dwie drobne różnice. Anioł mówi o Jego uczniach, Jezus o braciach. Anioł wskazuje na miejsce pobytu Pana, On obiecuje spotkanie. Niby nic, szczegóły - a jednak niosą mnie od Wigilii Paschalnej, na której pierwszy raz pojawiła się ta ewangelia.

Nawet anioł, występując z posłannictwa Boga, nie odważa się powiedzieć o apostołach, że są braćmi Pana. Żeby doświadczyć takiej bliskości i wywyższenia, trzeba bezpośrednio spotkać Jezusa. Istnieje taki poziom intymności, który jest możliwy w osobistym kontakcie i nieprzekazywalny, nawet przez anioła z nieba. Być bratem Jezusa, a więc synem w Synu Boga, można jedynie w komunii z Nim, realnej, nie obserwowanej przez szkiełko telewizora czy laptopa.

Piszę o tym, bo usłyszałam zdumiewającą wykładnię aktualnej sytuacji. Jakiś ksiądz tłumaczył w telewizorni, że tzw. uczestniczenie w Mszy poprzez jej oglądanie w mediach, to tak jakby korzystanie z pośrednictwa anioła. Zdumiewające, do jak karkołomnych wybryków intelektualnych można się posunąć, żeby zracjonalizować sobie trudną i krzywdzącą sytuację.

Choćby i anioł objawił mi się na krześle w moim pokoju - dalej będę pragnęła Eucharystii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz